St-Jean-Pied-de-Port

Zwykły wpis

Po przyjeździe do St Jean udałam się prosto do Accueil pèlerins gdzie wydawane są paszporty pielgrzyma (credencial). Po krótkiej rozmowie otrzymałam własny paszport i oficjalnie zostałam pielgrzymem. Odesłano mnie do Le Chemin version l’Etoile, alberge w którym mogły być jeszcze wolne łóżka. Po dotarciu zostałam przyjęta przez cudownego gospodarza Erica, który nie tylko dał mi i innym pielgrzymom łóżka, ale także jako wielokrotny pielgrzym opowiedział nam ze szczegółami o tym co nas czeka, oraz o tym, że jedynie miłość i słuchanie naszego ciała pozwoli nam dotrzeć do końca Camino.
Dom w którym mieszkaliśmy był niesamowity: zbudowany w XVI wieku, z pochyłymi podłogami, żeby w czasie deszczu woda ze wszystkich pięter ściekała do małego otworu w ścianie na parterze. Magiczne miejsce!
Po rozgoszczeniu się w pokoju wybrałam się na zwiedzanie St Jean, które to okazało się być jednym z najpiękniejszych miasteczek jakie w życiu widziałam. W drodze powrotnej kupiłam sobie kostur, a o 19:30 zasiedliśmy w alberge do wspólnej wieczerzy. Wielki stół otoczony doświadczonymi i świeżo upieczonymi pielgrzymami.
Kiedy wróciłam do pokoju po wieczerzy większość ludzi już spała, więc ja też poszłam spać, poto by następnego dnia rano przejść mój pierwszy etap Camino.
I przeszłam! Skrajnie zmęczona i zadowolona z siebie piszę do was z Roncesvalles, po przejściu najtrudniejszego odcinka całego Camino. Ale o tym w kolejnym poście. 🙂
Buen Camino!

20120829-185157.jpg

W drodze do Bayonne

Zwykły wpis

Siedzę właśnie w TGV z Paryża do Bayonne i rozglądam się po przedziale w poszukiwaniu ludzi z plecakami… Same walizki. Widocznie siedzą w innym wagonie. Olbrzymia liczba pielgrzymów dociera do St Jean właśnie z Paryża, a pociąg, którym jadę, jest ostatnim, którym zdąży się na przesiadkę. Więc muszą tu gdzieś być! Conajmniej parenaście osób, które rozpoczną jutro Camino, tak jak ja.
Inni wystartują z Roncesvalles, Pampeluny, Sarri, albo z dziesiątki innych punktów startowych. St Jean-Pied-de-Port jest jednak miejscem szczególnym i wiele osób właśnie tu rozpoczyna wędrówkę.
Położyłam mój przewodnik po Camino na stoliku, w widocznym miejscu. Może to inni pielgrzymi zauważą mnie i usłyszę pierwsze „Buen Camino”?

Dopisano w Bayonne:
Kiedy wysiadłam z pociągu i szlak w kierunku dworca, powoli z tłumu wyłaniały się pojedyncze jednostki niosące na plecach nieduże plecaki z karimatami, kijkami i naszywkami mowiącymi: jestem na pielgrzymce do Santiago. Kiedy zobaczyłam, że zaczęło być ich dookoła mnie coraz więcej, po raz pierwszy od dawna poczułam się szczęśliwa.

P.S. Na zdjęciu jeden z moich ulubionych eksponatów w Luwrze.

20120828-143817.jpg

Buen Camino!

Zwykły wpis

Siedząc w samolocie do Paryża czytam słowa Thoreau, który tak opisywał reakcje ludzi na wieść, że zamierza on, w samotności, zamieszkać w chatce w lesie: „Niektórzy pytali się mnie co będę jadł, czy nie będę samotny, czy się nie boję…” i dochodzę do wniosku, że usłyszałam dokładnie te same pytania gdy oznajmiłam ludziom, że mam zamiar przejść Hiszpanię na pieszo. A teraz jestem już w drodze; zostawiłam moich bliskich w domu i odeszłam, aby pobyć w samotności i odkryć to jakim jestem człowiekiem. Jak już pisałam, jestem w drodze do Paryża, skąd odjeżdżam jutro w Pireneje, aby w środę z rana rozpocząć moją wędrówkę z St Jean Pied de Port do Santiago de Compostella.
Na tym blogu oraz na facebooku informować będę o postępach w mojej wędrówce, ale wpisy będą krótkie i treściwe: w końcu nie po to ucieka się od świata, aby siedzieć z iPodem w dłoni.
Mój plecak waży 7,5 kg, przede mną ponad 800 km drogi i 35 dni marszu.

Nie wiem co się wydarzy, ani kogo spotkam, ale wiem że będzie to największa przygoda mojego życia.

Pozostaje mi życzyć Wam: Buen Camino! Bo w końcu każdy z nas odbywa swoją podróż 🙂

El Camino de Santiago

Zwykły wpis

W życiu każdego człowieka jest taki moment, kiedy musi wszystko przemyśleć i wybiera się z tego powodu na długi spacer. Po prostu tak to jest, że idąc przed siebie prostą drogą jakoś łatwiej jest myśleć. Teraz to czeka mnie, wybieram się na bardzo długi spacer. A kiedy mówię długi, mam na myśli naprawdę długi spacer.
Wybieram się do Francji, a dokładniej na granicę francusko-hiszpańską, aby przejść na pieszo ponad 800 km i dotrzeć do oceanu na drugim krańcu Hiszpanii.
Czyli krótko mówiąc: El Camino de Santiago, pielgrzymka biegnąca wzdłuż Drogi Mlecznej przez całą północną Hiszpanię.

(Tak, od razu odpowiadam na powtarzające się pytanie, to jest ta trasa, o której opowiada Paulo Coelho w Pielgrzymie.)

Podobno nie da rady przejść tej pielgrzymki (używam tego określenia nie w sensie religijnym, ale duchowym) nie wracając jako nowy człowiek. Idąc przez te 800 km idzie się przez upał, burze, silne wichury, a czasami nawet przyjemną pogodę. Nawet w czasie sierpnia w Hiszpanii temperatura może spaść poniżej zera stopni w nocy (co jest ważne, gdyż na szlak wyrusza się około 6 rano, dwie godzinny przed wschodem słońca), a w południe osiągać 30 stopni w cieniu. Czasami wspinać się trzeba stromo pod górę, czasem schodzić po żwirowych ścieżkach stromo w dół, czasem iść zacienionymi dróżkami w lesie, kiedy indziej po nagrzanej asfaltówce, czasem przez pola i winnice – jednym słowem na Camino spotyka się wszystko, jak w życiu. Tylko silniej, mocniej, intensywniej, bo idzie się na pieszo przez inny kraj i po raz pierwszy w życiu przez miesiąc nie robi się nic innego, tylko idzie, myśli i obserwuje.
I ma się nadzieje, że się dojdzie. Bo nie wszyscy dochodzą: najgorszy kryzys przychodzi podobno trzeciego i siódmego dnia, jak wytrzyma się tydzień to ma się sporą szansę na dojście do końca. O ile jakaś kontuzja nie cofnie pielgrzyma do domu; chociaź odciski na stopach i naciągnięte mięśnie to norma, to już zerwane ścięgna, pękające kości śródstopia, udary słoneczne, hipotermia czy zawały odsyłają wiele osób przedwcześnie do domu. Dlatego trzeba iść w swoim tempie, dbać o stopy i nie zapominać o tym, że ludzkie ciało to tylko ciało.

Bilety lotnicze mam już kupione, do Hiszpanii wylatuje już 23 sierpnia, a z Santiago wylatuje 2 października (nie wracam nim jednak do domu, lecz lecę do Andaluzji na dalszy podbój Hiszpanii).

Każdy kto chciałby śledzić moją wędrówkę może subskrybować tego bloga, gdzie będę się meldowała z różnych miejsc na trasie mojego Camino.

Buen Camino!

Wiza australijska

Zwykły wpis

Parę osób pytało mnie o wizę australijską, tak więc po krótce wyjaśnię jak to z nią jest:

Na pobyt turystyczny do 3 miesięcy, będąc obywatelem Unii Europejskiej, wystarczy złożyć podanie on-line o tak zwaną wizę eVisitor. (strona www: http://www.immi.gov.au/e_visa/evisitor.htm, podania przyjmowane są 24/7)

Polega to na tym, że podajemy nasze imię, nazwisko, itd., nr paszportu, cel pobytu i w ciągu kilku minut podanie jest gotowe. Po wysłaniu podania otrzymujemy nasz indywidualny numer, dzięki któremu możemy śledzić tok przyznawania wizy. Ja nie zdążyłam się ani razu zalogować: podanie we wtorek i godzinie 23:00, a już w środę następnego dnia o godzinie 11:00 wiza została mi przyznana. O przyznaniu wizy dowiadujemy się mailowo („NOTIFICATION OF GRANT OF AN EVISITOR FOR TOURIST PURPOSES”). Należy pamiętać, że paszport powinien być ważny na co najmniej 6 miesięcy w przód, żeby nie było problemu ze zdobyciem wizy.

To tyle, zdobycie wizy turystycznej jest łatwe, szybkie, i co najważniejsze: DARMOWE!

P.S. Jeżeli interesuje kogoś Nowa Zelandia, to tam obywatele Unii Europejskiej otrzymują wizę 3-miesięczną także za darmo.

Cypr – na styku trzech kontynentów

Zwykły wpis

Sto lat temu napisałam dla portalu podróże.pl krótki artykulik na temat Cypru, oto i on!

Cypr to wyspa „na styku trzech kontynentów”. Wyspa Afrodyty, Wyspa Miłości oraz… Wyspa Kotów.

Gdy leciałam na Cypr nie wiedziałam czego się spodziewać. Słyszałam coś o tym, że „szalenie turystyczny”, „nie ma co zwiedzać”, ale głównie reakcją ludzi było – „nie wiem, nigdy tam nie byłem”. Naprawdę spotkałam mało osób, które by tam były i wzmogło to moją ciekawość. Na dodatek wylądowaliśmy w Larnace w środku nocy i w czasie transportu do hotelu w Agia Napie nie widać było prawie niczego przez okno… Moje pierwsze spotkanie z Cyprem odbyło się więc nazajutrz, gdy byłam świeżo wyspana i gotowa na wszystko.

Poranek w Agia Napie. Cypr zachwycił mnie od samego początku. Kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy trwała właśnie od ponad pół roku susza i nie mogłam ujrzeć tak osławionych przez przewodniki połaci kwiatów (Cypr nazywany bywa wyspą kwiatów). Zobaczyłam zeschniętą glebę porośniętą gdzieniegdzie wysuszoną trawą. Skojarzyło mi się z krzaczorami toczącymi się po ulicach w starych westernach. Może komuś innemu by się nie spodobało, ale ten widok w połączeniu z morzem walącym bezlitośnie falami o kamienistą plaże wyglądał pięknie. Tak rozpoczęła się moja miłość do Cypru. Widok na wiele sposobów podobny do typowych greckich wysepek, ale nieco inny… powiedziałabym „zdziczały”. Może to ze względu na bezpośrednią bliskość Azji Mniejszej cieszącej się innymi krajobrazami, a może przez tę suszę. Tylko okolice drogich hoteli „pozwalały sobie” na dodatkowe nawadnianie i nie narzekały na spiekotę.

Cóż więcej można powiedzieć o Agia Napie… To bardzo typowy kurort turystyczny. Mnóstwo hoteli, sklepów z pamiątkami, pięknych plaż i wszystkiego czego mogą sobie życzyć turyści. Dobrze obrazuje to sklep do którego wstąpiłam – wielkości sporego hipermarketu w którym sprzedawano… same pamiątki. Oj tak, na brak pamiątek nie można było narzekać. Nie przepadam za miejscowościami typowo turystycznymi, ale Agia Napa spodobała mi się gdy ujrzałam ją nocą. Gdy razem ze znajomymi wyszliśmy wieczorem na spacer po mieście okazało się, że trafiliśmy akurat na ostatni dzień jakiegoś tutejszego festynu. W historycznym centrum miasteczka (stały tam, niestety nie zidentyfikowane przeze mnie, stare zabudowania) rozłożone były całe dziesiątki straganów wypełnionych typowo cypryjskimi wyrobami. Ręcznie malowane obrazki, koronki, garnuszki, wachlarze… Ślicznie to wszystko wyglądało. Na dodatek z okazji końca festynu na niebie oglądać można było sztuczne ognie, a na scenach występowały trupy teatralne i zespoły taneczne (słuchać można było m.in. różnych wersji „Greka Zorby”). Gdy ominęło się część festynową można było dostać się do najbardziej znanej dzielnicy Agia Napy – „Małej Ibizy”. Dziesiątki dyskotek („Titanic” wyglądający jak fragment dziobu owego statku, „The Flinstones” gdzie siedziało się na kamieniach jak z epoki kamienia łupanego i wiele, wiele innych…). Ja do imprezowiczek nie należę, ale muszę przyznać, że ciało samo tańczyło.

Muszę przyznać, że ciężko o lepsze miejsce do czystego lenistwa niż Agia Napa. Kurort tak do granic możliwości turystyczny, że ciężko nie zamienić się na chwilę w hedonistycznego wakacjowicza i nie zasmakować atrakcji proponowanych przez tutejszych. Aquapark, sklepy, imprezy… Ale ja zdecydowałam skorzystać z bardziej aktywnych form wypoczynku i za horrendalne pieniądze (bodajże 50 € za 15-20 minut) popływałam na skuterze wodnym oraz polatałam na paralotni. Muszę przyznać, że Cypr najlepiej wygląda z powietrza, a morze przybrzeżne może pochwalić się dziesiątkami odcieni krystalicznie czystej wody. Polecam wszystkim lot na paralotni – przeżycia warte zapłacenia sporej kwoty!

Od razu skradły mi także serce osławione cypryjskie koty. Koty wielbione są na Cyprze nawet bardziej niż w Grecji – ciągle dokarmiane, podtuczone, o lśniącej sierści, oswojone. Byle spotkanego kota na ulicy można głaskać, gdyż przyzwyczaili go do tego Cypryjczycy. Historia kotów na Cyprze jest dość dobrze znana: św. Helena widząc, że węże nękają wyspę (dawniej były one tam plagą) sprowadziła z Egiptu koty, które miały za zadanie polować na węże. Już w przeciągu kilku lat plaga została powstrzymana a koty po dziś dzień traktowane są jako najlepsze ze zwierząt. Ciekawostką jest, że Cypryjczycy nie hodują psów – jeżeli spotka się psa na wyspie to ma się 90% szans na to, że jest to pupil zagranicznego przyjezdnego. Nie przesadzę, jeżeli powiem, że koty na Cyprze są WSZĘDZIE. Mają wstęp do klasztorów, hotelów pięciogwiazdkowych, restauracji… i nigdy nie są wyganiane. W restauracjach można karmić koty pod stołem i nikt się temu nie dziwi.

Na Cyprze życie toczy się w innym rytmie. „Jeżeli jest jakiś problem to po prostu go rozwiąż, a jak nie możesz go rozwiązać to się nad nim nie zastanawiaj i żyj dalej” – tak najkrócej można wyjaśnić ich mentalność. Mimo wielu trudów z jakimi się spotykają (np. suszę, przez którą w ich kranach woda leci tylko trzy razy w tygodniu, zawirowania polityczne, konflikt Cypru Południowego z Północnym) nie stracili pokoju ducha i żyją w sposób, w jaki ludzie zachodu żyć już nie umieją. Można powiedzieć, że w tempie w jakim my robimy dwa kroki, oni robią tylko półtorej… i nie spieszą się nigdzie. Dobrze znane są światu powiedzenia w stylu „Ile krzeseł potrzebuje grecki Cypryjczyk aby wypić kawę?” „Siedem, jedno by na nim usiąść, drugie by postawić kawę, trzecie by oprzeć laseczkę, czwarte byt położyć na niej kapelusz, piąte by powoli przewiesić przez nie płaszcz, szóste…”. Naprawdę można spotkać takich Cypryjczyków: ubranych na czarno i po prostu siedzących całymi godzinami w kawiarniach i pijących kawę… Tyle, że piją siedząc na jednym krześle.

INFO

Aktualnie na Cyprze płaci się w Euro, dawniej używaną walutą był Funt Cypryjski.

Częste susze. Słońce świeci na Cyprze przez 340 dni w roku. Woda w morzu niemal zawsze cieplutka.

Konflikt pomiędzy Cyprem Południowym a Północnym jest wciąż napięty. Podobno mogą być problemy przy przejeździe przez granicę pomiędzy tymi dwoma częściami Cypru, jeżeli zrobi się dużo zakupów po drugiej strony. Piszę podobno, gdyż tak mnie ostrzegano, ale przy przejeździe przez granicę nie byłam sprawdzana i kupiłam sporo pamiątek.

TRANSPORT

W Cyprze, podobnie jak w Wielkiej Brytanii, panuje ruch lewostronny. To pozostałość po brytyjskim panowaniu na tej wyspie.

WARTO WIEDZIEĆ

Historia Cypru jest bardzo długo i ciekawa. Swoje korzenie Cypr ma już w starożytności, kiedy to był jedną z najważniejszych greckich wysp. Według greckiej mitologii to tu narodziła się Afrodyta, bogini Miłości i Piękna. Od tysięcy lat przez Cypr przebiegały trzy główne szlaki handlowe i krzyżowały się właśnie na tej maleńkiej wysepce – drogi z Azji Mniejszej, Europy i Afryki. Dzięki takiemu zagęszczeniu dróg Cypr stał się mieszanką najróżniejszych kultur, religii (chrześcijaństwo, islam, dawniej politeistyczne religie starożytnych). To tu swoją filozofię stworzył Zenon z Kition – pierwszy stoik.

Cypr, będący perłą wśród wysp morza śródziemnego został podarowany Kleopatrze przez jej kochanka. Już wtedy Cypr uznawany był za Wyspę Miłości. Osiedliły się tu także postacie związany z religią chrześcijańską – Łazarz cudownie wskrzeszony przez Chrystusa oraz święty Barnaba, apostoł.

Ważnym wydarzeniem w historii Cypru był przyjazd Ryszarda Lwie Serce, który przybył tu w okresie ruchów krucjatowych. Z historii najnowszej nie można zapomnieć o Makariosie, biskupie, który planował zjednoczyć Cypr pod Grecką banderą.

Cypr na przestrzeni wieków wciąż i wciąż był przekazywany z rąk do rąk, co tylko wzbogaciło jego kulturę i sztukę.

Zważając na strategiczne położenie Cypru („na styku trzech kontynentów”), z tej wysepki jest blisko do wielu ciekawych miejsc. Wiele hoteli organizuje jednodniowe wycieczki np. na Ziemię Świętą. Warto zarezerwować sobie jeden dzień na taki wypad.

Bardzo ciepli ludzie, choć na pierwszy rzut oka mogą wydać się zamknięci. Nieraz po prostu ignorują turystów. Mnisi w monastyrach mają różne podejście do zwiedzających – od bardzo przychylnego (pozowanie do zdjęć), do wrogiego (zakaz fotografowania, dystans).

Kuchnia cypryjska to mieszanka tradycyjnej kuchni greckiej i tureckiej – bardzo smaczna.

Najlepszymi pamiątkami mogą być ręcznie tkane koronki, pamiątki z tureckim motywem „oka proroka”, tutejszy alkohol, ikony świętych, które można kupić w monastyrach, a także pyszne wyroby cukiernicze (głównie orzechy podawane na słodko).

W wysokich partiach gór Troodos obserwujemy bardzo rzadką szatę roślinną – przedlodowcową. Gdy lodowiec pokrywał większą część kontynentu europejskiego nie „dosięgnął” tak wysoko i zachowała się tutaj roślinność z przed tysięcy lat. Cypr ogólnie może pochwalić się piękna roślinnością. Moimi osobistymi faworytami są gigantyczne kaktusy, a także granaty oraz drzewa figowe.

BEZPIECZEŃSTWO

W górach Troodos jest tak czyste powietrze, że bardzo często obserwuje się „zatrucie czystością”. Ludzie z krajów takich jak Polska, przyzwyczajeni do brudnego powietrza, mogą odczuwać silne bóle głowy, a nawet zawroty głowy lub mdłości. Mimo tych niemiłych objawów należy oddychać pełną piersią – powietrze jest tam czyste jak nigdzie w Europie. Na Cyprze nie ma żadnego przemysłu ciężkiego.

To tyle na temat Cypru, kraju, który polecam każdemu!

Tanie spanie cz. 1

Zwykły wpis

Nie ma taniego podróżowania bez trzech rzeczy: taniego transportu, taniego jedzenia i taniego spania. Jako, że tym blogiem staram się zainspirować jak najwięcej ludzi do wyrwania się z domów i zwiedzenia świata, postaram się umieścić tu jak najwięcej informacji przydatnych przy tanim podróżowaniu. Dzisiaj zaczynam od tanich noclegów.

Istnieją stare jak świat sposoby na tanie spanie, takie jak: szukanie promocji, rezerwacja z wyprzedzeniem, jeżdżenie poza sezonem turystycznym, czy korzystanie z namiotu. O takich sposobach można przeczytać na każdej stronie poświęconej taniemu podróżowaniu, więc postaram się opisać kilka ciekawszych sposobów, które pozwalają nam być bliżej ludzi i z turysty stać się podróżnikiem.

1. Nie taka kanapa straszna jaką ją malują, czyli Couchsurfing

Couchsurfing, czyli serfowanie na kanapie, staje się coraz bardziej popularny w Polsce, a na świecie jest już stałym sposobem podróżowania dla backpackerów. Na czym to polega? Zakładamy bezpłatne konto na stronie www.couchsurfing.com, uzupełniamy profil informacjami o sobie i zdjęciami, po czym zaczynamy surfowanie. W couchsurfingu można uczestniczyć na trzy główne sposoby: poprzez umożliwianie ludziom spania u nas w domu (hostowanie), poprzez spanie u kogoś (surfowanie) lub spotykanie się na kawę/piwo/oprowadzanie po mieście. Zamysł jest prosty: całkowicie za darmo i z potrzeby poznawania ludzi z różnych kultur, ponad dwa miliony ludzi na całym świecie (a ta liczba rośnie z każdym momentem) umożliwia się nocowanie u siebie w domach i poznawanie swoich miast od podszewki.

Od razu pada pytanie: czy to bezpieczne? Jeżeli ma się głowę na karku, dokładnie sprawdza się opinie i komentarze na profilach innych couchsurferów, wszystko jest jak najbardziej bezpieczne. Każdy Couchsurfer dostaje opinie i komentarze od ludzi u których już nocował i tych, którzy nocowali u niego lub go poznali. Tym samym możemy dowiedzieć się dosyć dużo o osobie, z którą mamy się spotkać. Istnieje także system weryfikacji użytkowników (oznaczony zielonym znaczkiem na profilu danej osoby), poprzez który dane osobowe i adres danej osoby są weryfikowane przez portal. Ja mam same dobre doświadczenia związane z Couchsurfingiem, i nie spotkałam jeszcze nikogo, kto miałby jakiekolwiek niebezpieczne przeżycia z tym związane – zaznaczając, że były to osoby z głowami na karku, które dobrze się przygotowały do surfowania.

Nie licząc surfowania/hostowania i spotykania się na kawę, istnieje także całe multum wydarzeń i akcji kreowanych przez Couchsurferów. Zerknęłam właśnie na najbliższe wydarzenia związane z Gdańskiem: wspólne wyjście na Kolosy (impreza podróżnicza), akcja Free Hugs w czasie Euro 2012 (przytulanie za darmo!), a także liczne spotkania na piwo, imprezy, konwersacje.

Bycie częścią Couchsurfingu pozwala na zdobycie niesamowitych doświadczeń, poznawania innych kultur i nawiązywania przyjaźni, czy to w podróży, czy otwierając drzwi własnego domu dla świata.

2. Spanie w monastyrach (Macedonia)

Ten sposób na tanie spanie odkryłam w Macedonii, ale zapewne spać w monastyrach/kościołach można na całym świecie. Kiedy byłam w Macedonii w 2010 roku i wędrowałam z przyjaciółmi w górach, zgubiliśmy się. Krążyliśmy, krążyliśmy, aż wreszcie trafiliśmy do starego monastyru, w którym przyjęto nas na noc. W wielu monastyrach przygotowane są swoiste dormitoria, a raczej cele mnisie z dużą liczbą łóżek, gdzie można przenocować za darmo, albo zostawiając ofiarę (zazwyczaj pod jedną ze świętych ikon).

Warto zabrać ze sobą jedzenie i ciepły sweter, bo ogrzewania po prostu nie ma, a nie zabrawszy jedzenia można przymrzeć z głodu. Co do jedzenia, to nigdy nic nie wiadomo: moja znajoma powiedziała mi, że ją zaraz po przybyciu zaproszono na istną macedońską ucztę, kiedy ja trafiłam tam parę dni później, monastyr był pusty i nie miał kto nas częstować, więc wygłodziliśmy się jak na mnichów i mniszki przystało.

Warunki były wystarczająco dobre: łóżka raczej twarde (ja takie lubię), do przykrycia koc, brak pryszniców, tylko kran z zimną wodą i miska. I najpiękniejszy widok na rozgwieżdżone niebo jaki widziałam w życiu; monastyr był bowiem nie oświetlany od zewnątrz, wewnętrzne światła gaszono po wieczornej modlitwie, a najbliższa oświetlona miejscowość znajdowała się wiele kilometrów dalej. Idealna ciemność do oglądania nieba i zastanowienia się nad własnym życiem. Po dziś dzień, gdy zaczynam gdzieś w życiu pędzić zamykam oczy i widzę tamto niebo. Przypominam sobie wtedy coś ważnego: jesteśmy tylko jedną okruszyną na jednym malutkim punkciku na niebie, i naprawdę, nasze problemy nie są nawet w jednej setnej tak ważne jak nam się wydaje. Przyrzekam na wszystko, te gwiazdy po prostu wypalają się pod powiekami i po nocy w takim monastyrze żyje się jakoś inaczej.

Kolejne pomysły na tanie spanie w następnych postach!

Już niedługo się zacznie…

Zwykły wpis

Całe życie podróżowałam, ale nigdy wystarczająco długo.

Dwa tygodniu tu, trzy tu, miesiąc tu. Zjechałam większą część Europy, zobaczyłam Maroko, ale dopiero teraz rozpocznie się prawdziwe podróżowanie. Pod koniec marca wyjeżdżam do Australii, na drugi koniec świata, gdzie spędzę miesiąc, później wracam do Polski skąd wybieram się w dół, przez Węgry, w kierunku Bałkanów, które planuję całe zjechać. Z Bałkanów planuję pokierować się na Grecję, przez Turcję, w kierunku Gruzji i… gdzieś dalej. Słowo „planuję” użyte jest trochę na przekór, gdyż zapewne wszystko pójdzie niezgodnie z planem, i wyląduję w innych państwach, w innym czasie, ale o to właśnie w podróżowaniu chodzi. „Jeżeli chcesz rozśmieszyć Boga, zacznij robić plany”!

Nigdy nie udało mi się poprowadzić porządnego dziennika z podróży, tak więc postanowiłam założyć bloga – może mnie to zmotywuje! A co najważniejsze, rodzina i przyjaciele, którzy zostają w Polsce, będą wiedzieć co się u mnie dzieje… A może poczują dziką chęć podróżowania i gdzieś do nas dołączą?

Gdy jest się backpackerem parę rzeczy jest oczywistych: podróżuje się tanio, wolno, blisko ludzi i dzieli się swoimi przeżyciami z innymi, żeby zainspirować ich do wyjścia z domów i wyjazdu w świat. Może moje zapiski komuś się przydadzą, może ktoś spędzi przy nich kilka miłych chwil – dowiem się tego już w podróży. Nie licząc moich relacji z wyjazdów, zamieszczać tu także będę porady związane z tanim podróżowaniem, a także wszelakie moje przemyślenia.

Mam nadzieję, że znajdzie się kilka osób czytających tego bloga, którzy wirtualnie popodróżują ze mną.

Niech buty niosą was daleko!